17 listopada 2013

BTR; Początek Przygody (moja wersja)

Nie mam dla was kolejnego rozdziału, ale mam coś innego :D
Krótką historię, która opowiada o początku przyjaźni czwórki chłopców, którzy są również bohaterami całego bloga.

Pewnego dnia, Kendall majstrował przy silniku swojego nowego auta. W pewnym momencie zauważył psa rasy Husky, który biegał po ulicy. Zaskoczony oderwał się od swojego nowego nabytku. Chciał pomóc zwierzęciu ponieważ był to pies mały
i bez właściciela. By go nie spłoszyć, wstał powoli kierując swe kroki w jego stronę.
Z każdym ruchem był coraz bliżej rozbrykanego zwierzaka. Gdy Husky zauważył chłopaka, zamiast uciekać, zaczął zbliżać się do niego. Po kilku krokach przysiadł na tylnych łapkach, przez cały czas patrzył Kendall'owi prosto w oczy. Gdy chłopak wiedział, że zwierzak nic mu nie zrobi, podniósł go płynnym ruchem z ziemi. Zauważył, że ma on obroże jednak bez adresu czy numeru telefonu. Zabrał go więc do domu i porozklejał po okolicy ogłoszenia o znalezionym psie. Po niecałej godzinie od rozmieszczenia informacji o znalezionej zgubie, usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył, i zobaczył stojącego w progu wysokiego, szczupłego, umięśnionego oraz całkiem przystojnego mężczyznę. Nieznajomy powiedział, że przeczytał ogłoszenie o znalezionym psie i chciał go odebrać ponieważ jest jego właścicielem. Na początku Kendall nie był pewien czy zwierzę na pewno do niego należy. Lecz kiedy wpuścił chłopaka, który przedstawił się jako James do środka, od razu po przekroczeniu przez niego progu przywitała go mała futrzana kulka. Wtedy Kendall nie miał wątpliwości. Zauważył również, iż muszą być sobie bardzo bliscy, bo gdy pies zobaczył swojego pana, nie odstępował go na krok. Kiedy chłopcy usiedli, na początku myśleli, że nie będą mieli o czym rozmawiać. Pomylili się. Już na początku rozmowy Kendall dowiedział się, że piesek wabi się Fox. Oraz, że on i James mają ze sobą wiele wspólnego. Lubią zwierzęta, szybkie samochody oraz oczywiście dobrą muzykę. Aby zaimponować nowo poznanemu znajomemu, Knight zaprezentował grę na gitarze. Chłopak był pod wrażeniem. W tym samym momencie zauważył pianino stojące w kącie pokoju.Zapytał gospodarza, czy może pokazać co potrafi. Gdy usłyszał pozytywną odpowiedź wstał, podszedł do instrumentu i grając na nim zaśpiewał piosenkę. Jego kolega również był pod wrażeniem. Po okazaniu swych talentów znów usiedli na kanapie. Pan domu opowiedział o koledze Logan'ie razem z którym, chciał założyć zespół, jednak się nie udało.  Ponieważ według niego "Zakładanie zespołu w dwie osoby jest bez sensu." James po usłyszeniu tego, wyraźnie się ożywił, zaś mały Fox po wyczuciu zmiany nastroju swojego pana wskoczył mu na kolana.
-Zakładamy zespół!
Wykrzyknęli chłopcy razem w tym samym momencie. Nowy kolega Kendall'a opowiedział mu o sowim przyjacielu, który również, tak jak oni ma talent. Zapytał czy może razem z nimi stworzyć czteroosobowy boyband. Knight nie mając nic przeciw, zgodził się jednocześnie wybierając numer do Logan'a. James też zadzwonił do przyjaciela podając mu adres Kendall'a i informując o propozycji zaprosił go do domu poznanego kolegi. Po przyjeździe Logan'a i Carlos'a wszyscy się zapoznali i usiedli na kanapie dyskutując o przyszłości. Carlos po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przecież jako zespół muszą mieć nazwę. Powiedział  tym chłopcom, i razem myśleli o tym przez około trzydzieści minut, wymieniając swoje pomysły. Jednak żaden z nich nie był na tyle dobry by spodobać się wszystkim. Nagle James krzyknął:
-Big Time Rush!
-Co?-spytali ze zdziwieniem koledzy.
-Dziwna nazwa. Ja bym wolał The Holl, a jeśli musi być coś co w jakiś sposób jest podobne do Twojego to może Go Big Time.-wtrącił Logan.
Przez parę kolejnych minut Carlos, Kendall, James i Logan toczyli zacięty bój o nazwę. Po chwili zdecydowali, że wybierze ją ktoś bezstronny. Wszyscy momentalnie spojrzeli na Fox'a, który przez cały ten czas siedział po cichu i przyglądał się im. Wybór miał polegać na napisaniu tych trzech nazw, na oddzielnych kartkach, a którą z nich pies przyniesie zadecyduje o nazwie. Nie minęło pięć minut kiedy wszystko było gotowe. Chłopcy siedzieli już na kanapie, ilustrując każdy, nawet najmniejszy ruch psa, który póki co siedział i wgapiał swój wzrok w oczy James'a. Nagle wstał i szybko podszedł do jednej z kartek. Złapał ją w zęby i podał swojemu panu. Wzrok wszystkich został skierowany na niego. Odwrócił kawałek papieru, i od tond ich zespół nazywał się "Big Time Rush."
Logan nadal nie przekonany co do tej nazwy próbował osłodzić sobie porażkę w lodówce Kendall'a.  Gospodarz nie zwracając uwagi na rozrabiających przyjaciół-bo czuł, że już się nimi stali-głaskał psa po głowie. On z zadowoleniem oddawał się pieszczotą. Wodził tylko wzrokiem za swym panem, który właśnie zasiadał do pianina.
-Dzięki tobie, jesteśmy przyjaciółmi.-James zwrócił się do zwierzaka, który zdawał się uśmiechać w jego kierunku. Nagle zeskoczył z kolan Kendall'a i popędził do właściciela, po czym siadł obok niego przy instrumencie. Fox miał swoją ulubioną melodię, a dzięki niemu James zdobył przyjaciół, więc postanowił mu ją zagrać. Kiedy zaczynał, cała trójka zebrała się przy nich by podziwiać talent chłopaka. Nawet Logan, który oderwał się od lodówki. Zwierzak kiwał łbem w rytm piosenki, a Carlos, Kendall i żarłok stali jakby zaczarowani. Po paru sekundach gospodarz nabrał powietrza do płuc i powiedział:
-Teraz dopiero zacznie się nasza przygoda.
Po tych słowach James zwrócił się do swojego pupila, nie odrywając dłoni od klawiszy.
-Nawet jeśli zostanę supergwiazdą,nigdy o tobie nie zapomnę. Zawsze będziesz moim ulubieńcem.
Gdy to mówił pies patrzył na niego takim wzrokiem, jakby w pełni rozumiał słowa właściciela. Chwilę później wszyscy obserwowali jak pies i jego pan siłują się wzrokiem. Po porażce James'a wszyscy wybuchli śmiechem.
Od tego momentu zostali najlepszymi przyjaciółmi, którzy razem chcieli podbić świat swoją muzyką.

__________________________________________________
_________________________________
_____________________
Chłopcy poznali się zupełnie inaczej. To jest tylko moja wizja tego >.<
*Fox to nie Husky, lecz Alaskan Klee Kai, ale zmieniłam to na potrzebę opowiadania.

Mam nadzieję, że mimo tego iż to nie jest kolejny rozdział to się podoba ;)
Proszę o komentarze by się przekonać.

12 listopada 2013

Rozdział 7-Pytania i odpowiedzi

Carlos

Obudziłem się około ósmej, a ponieważ chłopcy jeszcze spali,postanowiłem się przebrać i pójść zjeść śniadanie. Założyłem na siebie ciemne dżinsy i czarny podkoszulek, po czym zrobiłem sobie płatki z mlekiem. Gdy zjadłem chciałem odpocząć na kanapie, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.

Jen

Nie mogłam zasnąć. Sama nie wiem czemu. Tori nie odzywała się po treningu...Nie wiem dlaczego, ale miałam złe przeczucia. Ale ja jak to ja, zawsze przesadzam.Może nic się nie stało? Coś mi nie dawało spokoju. Co prawda było wcześnie, ale niepewność zżerała mnie od środka. Nie chciałam dłużej czekać, więc postanowiłam pójść do Tori. "Może nie śpi." Powtarzałam sobie w myślach, ale i tak sądziłam, że się mylę.
***
Drzwi otworzył mi Carlos.
-Hej.-przywitałam Latynosa. Sama nie wiem czemu, lecz gdy byłam z nim, lub chociaż w jego pobliżu, czułam się inaczej. Nie mówię o czymś typu "motyle w brzuchu" lub "przy nim mogę poczuć się sobą", nie. Przy nim czułam się...bardzo dobrze...nie czułam żadnego stresu, tak jakbym na chwilkę zapominała o rzeczywistości.
-Hej, pewnie przyszłaś do Tori.-powiedział.
-Tak, skąd wiedziałeś?-zapytałam z uśmiechem.
-Telepatia...-odpowiedział, zaśmialiśmy się.-Ale wiesz, ona jeszcze śpi.
-Serio? No mogłam się spodziewać...po takiej próbie wstać o ósmej rano to nie lada wyczyn. No trudno.
-Chyba, że...-zawahał się.
-Tak?
- Nie, nic...
Był taki nieśmiały. Może to mnie do niego ciągnęło?
-No weź...Chyba, że...?-zachęcałam go by dokończył pytanie.
-No jeśli chcesz, to możemy się gdzieś przejść? Razem?
-Jasne! Bardzo chętnie. -odpowiedziałam radośnie.
Wyszliśmy z ich apartamentu, Carlos zamknął drzwi.
-To dokąd idziemy?-spytałam.
-Do parku.-odpowiedział, jakby bardziej pewny siebie.Ruszyliśmy.

Tori

Obudziłam się o dziesiątej. Wstałam i postanowiłam od razu zmienić strój. Założyłam jasne dżinsy, również dżinsową katanę, biały podkoszulek w czarne paski na ramiączkach i białe tenisówki. Włosy spięłam w kłosa, lekko się umalowałam i wyszłam z pokoju.
Zjadłam kromkę z dżemem i popiłam mlekiem.
W głowie cały czas miałam wczorajsze zajście...James jako mój chłopak.
Nie mogłam w to uwierzyć. Wydawał się taki słodki, opiekuńczy, miły, zabawny, ale potrafił się opanować i być poważny. Posiadał wszystkie cechy, które cenię sobie
 w chłopakach. Jednak pozostawał jeden problem. Will. Skoro posunął się do czegoś takiego, raczej szybko nie odpuści. Wcześniej sądziłam, że da nam spokój, i co się stało? No właśnie. Ale wiedziałam. Muszę bronić James'a. Może to on jest facetem,
 ale to moja wina. Przeze mnie on jest okaleczony...
-Hej.-powiedział uśmiechnięty James, który właśnie wyszedł z pokoju.
Miał na sobie granatową koszulę i czarne dżinsy.
-Hej. Jak ręka?-zapytałam i złapałam ją delikatnie. Bandaż nie był przesiąknięty krwią. Znaczy, że raczej wszystko w porządku. Skoro nie krwawi...
-Dobrze, prawie w ogóle już nie boli.-odpowiedział. Uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy.
-Coś ty taki wesoły?-spytałam, byłam ciekawa co odpowie.
Ale nie powiedział nic, tylko pocałował mnie w policzek.-Wszystko jasne.-powiedziałam gdy to zrobił.
Najwyraźniej cieszyło go to, że jestem jego dziewczyną.
-Ja też się cieszę.-dodałam, po czym wróciłam do sprzątania po sobie w kuchni.
-Nie musisz, ja to potem zrobię.
Był kochany, ale to nie zmienia faktu, że pewne rzeczy mogę jeszcze robić sama. Chłopak, który cały czas stara się wyręczać dziewczynę jest słodki,jednak musi zrozumieć, że nie wszystkie chcą by ich ukochany wyręczał je nawet w najmniejszych sprawach.
-Ale wiesz, że jeśli sama posprzątam to nic mi nie będzie? Jakimś tam nadludzkim wysiłkiem poradzę sobie. Ale i tak, dziękuję.-powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek. On tylko uśmiechnął się i obserwował moje ruchy. Nie wiem co było takiego ciekawego w chowaniu mleka do lodówki? A może w chowaniu chleba do szafki jest coś co go pociąga, ale czego ja nie pojmuję? Przez myśl przeszło mi parę takich komentarzy. Co parę sekund jednak patrzyłam ukradkiem na James'a. On był we mnie wpatrzony jak w obrazek i nie odrywał wzroku.
Po apartamencie rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi.
James chciał otworzyć, ale wyprzedziłam go.
Otwierając posłałam mu minę zwycięzcy. On tylko posłał uśmiech w moją stronę, który szybko jednak znikł.
-No witaj, skarbie.-powiedział chłopak,kiedy otworzyłam drzwi.
-Will?!Co ty tu robisz?!- gdy tylko go zobaczyłam...wybuchnęłam. Nie pojmowałam jak ma jeszcze czelność przychodzić do mnie i mówić "skarbie" po tym co się stało.Po tym co zrobił James'owi. Sama już nie wiedziałam,czy jest aż tak zdesperowany,głupi, uparty, czy po prostu nic do niego nie dociera..? Dawno przestałam rozumieć jego "plan"...oczywiście o ile jakiś miał, a nie działał pod wpływem impulsu.-Czego chcesz?!
Mój nowy chłopak stał za mną i nie robił nic. Kiedy dokończyłam pytanie odwróciłam się, ale on nie zmieniając swojej pozycji tylko na mnie spojrzał. Miałam nadzieję, że nie wybuchnie bo wtedy...sama nie wiem co by się stało gdyby tak postanowił go uderzyć. Nie broniłabym Will'a za nic, ale nie chciałam by on wtedy mu oddał.
-No jak to, "czego"?-zapytał z ironią.-Ciebie.-dodał i zbliżył się, by mnie pocałować. Ja sama odskoczyłam, a James zareagował błyskawicznie. W ciągu sekundy znalazł się przede mną, osłaniając mnie piersią i jednocześnie odpychając mojego ex do tyłu.-No proszę, proszę! Bohater się znalazł! Wiesz co, radzę ci zmienić pracę,bo ta pani nie potrzebuje ochroniarza.
-Serio? Jesteś w błędzie. Skoro ty tu jesteś, to ochroniarz jest całkowicie na miejscu.-odpowiedział mu.

Will

Co on sobie w ogóle myślał?! Sądzi, że skoro Tori zerwała ze mną to on może ją sobie zabrać? Po moim trupie! Może i wtedy go przeciąłem tym nożem. I co z tego? Co za różnica? Jak widać nic mu nie jest...niestety.

James

Zapowiadał się piękny dzień...a ty BUM! I pięknego dnia nastał koniec. Co prawda jest wcześnie, ale jeśli ten idiota pojawił się teraz, a potem zniknie, nie zmieni tego, że Tori będzie miała humor zepsuty na cały dzień. A jeśli on sądzi, że jego przyjście spowoduje, że Tori wróci do niego, to jest w błędzie. Jeśli sama by chciała, proszę bardzo. Nie zatrzymywałbym jej, ale uświadomił jak to się może skończyć, ale po tym co zaszło....nie trzeba być geniuszem by domyślić się, że między nimi wszystko skończone.
-Słuchaj uważnie bo nie mam zamiaru się powtarzać po raz setny.-powiedziała wychodząc przede mnie.-Nie wrócę do ciebie i nigdy, powtarzam nigdy już nie będziemy razem! Na prawdę nie dociera?-zapytała poirytowana. Nie dziwię jej się.
-Tak? A to niby dlaczego? Podaj jeden sensowny powód, to sobie pójdę.
Kiedy to powiedział miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak nie pasowało to do sytuacji. Dziwiło mnie tylko, że chłopcy jeszcze nie wstali. Kłótnia Tori i Will'a powinna ich obudzić.
-Jeden?-spytała z ironią w głosie.-Serio jeden? Wiesz będę dla ciebie hojniejsza i podam ci ich więcej. Po pierwsze nie układało nam się. Jeszcze jak byliśmy razem nie zwracałeś na mnie uwagi, a ja nie potrafiłam ci tego powiedzieć bo bałam się. Bałam się wyznać ci prawdę! Czy dla ciebie normą jest to, że dziewczyna boi się swojego chłopaka? Bo jak dla mnie to jest chore, tak jak ten nasz związek! Po drugie,zdradziłeś mnie z moją przyjaciółką i okłamałeś! Powiedziałeś, że mnie kochasz i chcesz ze mną być a kiedy, szłam do pracy to lizałeś się z moją najlepszą przyjaciółką! Samo to powinno ci wystarczyć, ale nie!Musiałeś wpierdolić się do mojego życia jeszcze bardziej i przyjechać za mną! Po trzecie, zjawiasz się jak gdyby nigdy nic i od razu "Hej skarbie, daj buzi!"....Sama twoja inteligencja, która kazała ci tu przyjechać cię przekreśla. Po czwarte, czy sądzisz, że "chłopak idealny" jakim sądzisz, że jesteś, nawiasem mówiąc nie wiem w jakim świecie, wykręca rękę swojej ukochanej, lub raczej "byłej" ukochanej?! Po piąte, czy ty do jasnej cholery na prawdę sądzisz, że po tym co zrobiłeś James'owi jeszcze z tobą kiedykolwiek będę?! Jeśli tak to masz nieźle popaprane w tym swoich idealnym świecie, ale zapamiętaj jedno. Ja do niego nie należę! Więc pakuj swoje rzeczy i wracaj do Canady beze mnie! Zrozumiano? A teraz won! Nie mam zamiaru z tobą więcej dyskutować! A ty nie masz tu już czego szukać! Skoro tak cię ciągnęło do Mili, to se do niej pojedź i jej się wyżal jaka to ja jestem zła, okrutna i, że ci nie wybaczyłam! Może ona będzie bardziej naiwna i ci uwierzy w te ckliwe historyjki, nie tak jak ja! Jesteś dupkiem i współczuję twojej następnej dziewczynie! U mnie jesteś skończony na zawsze!-miałem wrażenie, że gdy mu to powiedziała, poczuła się lepiej. Tak jakby uwolniła ogromny ciężar. Tak jakby od zawsze czekała by móc mu to powiedzieć. Jakkolwiek to zabrzmi, byłem z niej wtedy dumny.
-Rozumiem...-nie dokończył bo mu przerwano.
-Na prawdę? Na prawdę rozumiesz?!-spytała z sarkazmem.
-Tak,ale powiedz mi jedno.-był dziwnie spokojny.-Skoro mnie nie będzie,to niby kto będzie twoim chłopakiem? Kto będzie dla ciebie taki dobry jak ja?!-spytał znów podnosząc głos. A myślałem, że wreszcie coś do niego dotarło...myliłem się, ale byłem ciekaw odpowiedzi ze strony Tori.
-O matko...a już myślałam, że zrozumiałeś...po za tym mam nadzieję, że nie spotkam więcej żadnego chłopaka tak "świetnego" jak ty. Słuchaj, mam chłopaka. Chłopaka, który jest stokrotnie lepszy od ciebie. Znam go nie długo, a dogaduję się z nim lepiej niż z tobą przez cały nasz popaprany związek. Od początku...gdy go spotkałam ja...-w tym momencie zawahała się.-zakochałam się...nie wiedziałam jak ma na imię,ale go pokochałam, nie wiedziałam czy ma dziewczynę...-kiedy to mówiła, uśmiechała się sama do siebie.- Czy jest miły czy nie, a mimo to, zakochałam się w nim.Tak, wiem. Bez sensu.-odwróciła się do mnie.- Ale poczułam jakbyśmy znali się od dawna. Nie wiedziałam, ale czułam, że jest miły, kochany i opiekuńczy. Nie wiem jak. Może przeczucie, może nadzieja...okazało, że się nie pomyliłam. Teraz mam chłopaka z, którym mam nadzieję będę dogadywała się o wiele lepiej niż z tobą.-znów stanęła twarzą do niego.- Nie wierzyłam w coś takiego jak "Miłość od pierwszego wejrzenia." Sądziłam, że to głupie, dziecinne i niemożliwe. Kiedy spotkałam ciebie własnie pomyślałam "Miłość od pierwszego wejrzenia". Jak widać nie miałam racji. Pomyliłam się wiele razy co do "zakochania". Jednak nie zraziłam na dobre. Jak widać, dobrze. Nie poddałam się. Dalej szukałam, i widać gdzie teraz jestem. Można powiedzieć, że teraz znów wierzę w "Miłość od pierwszego wejrzenia." - gdy to mówiła...poczułem...ciepło. Po prostu ciepło, wypełniające mnie od środka. Byłem szczęśliwy. Cieszyłem się, że dzięki mnie znowu wierzy. Jak nigdy nie wierzyłem w takie coś, ale teraz chyba zmienię zdanie. Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. Mam zamiar ją bronić przed tymi, którzy będą chcieli to zrobić. Więc, kiedy powiedziała, że mnie kocha. Tylko to się wtedy liczyło.- Ale ciebie w niej nie ma!-dodała.

Tori

Nie żałuję tego co powiedziałam. Byłam szczera. Teraz przynajmniej James wie co o nim sądzę. Mam nadzieję, że między nami ułoży się lepiej niż mi z Will'em kiedyś.
-Jasne?! Coś jeszcze,czy zrobisz mi tę przyjemność i już sobie pójdziesz?!-spytałam powoli tracąc cierpliwość....CO JA GADAM?! Cierpliwość straciłam na lobby przedwczoraj.
-Wszystko, ale nie obiecuję, że dam ci spokój. Teraz mogę pójść, ale mogę równie dobrze wrócić jutro, pojutrze, za tydzień lub nawet za rok.
-I co ci to niby da?? Nękanie można na policje zgłosić, więc ciesz się, że masz tak wspaniałomyślną byłą dziewczynę, która nie zgłosiła cię o molestowanie! I jak sobie to wyobrażasz?! Będziesz przyjeżdżał, zawracał mi dupę, wywoływał bójki, kłócił się ze mną i wracał do nory?!
-No czemu nie. Dobry pomysł, może w końcu Cię przekonam.
-Czy ty naprawdę nie rozumiesz?! Nie przekonasz mnie za żadne skarby! I nigdy za nic do ciebie nie wrócę! A teraz wynoś się z tond!
Miałam go dość! Sądziłam, że może coś do niego dotarło, ale jak zwykle. To tak jakbym gadała do osła! Wsumie...nie ma wielkiej różnicy...
-A kto mnie zmusi?-kpił sobie.
-Ja.-odpowiedział James wychodząc mu naprzeciw.-Jeśli sam nie wyjdziesz, to ci pomogę.
Cieszyłam się, że go mam. Wreszcie miałam kogoś, kto mimo wszystko staje po mojej stronie i może mnie obronić.
-No dobra. Wychodzę. Nie dam ci tej satysfakcji.-Will, odpuścił. Aż byłam w szoku.
-Do nie zobaczenia.-odpowiedział mu Maslow, jednocześnie zamykając mu drzwi przed nosem. Dopiero wtedy zorientowałam się, że cały czas kłóciliśmy się stojąc w progu przy otwartych drzwiach.
-James, ja...dziękuję ci.-powiedziałam. Byłam mu wdzięczna za tą postawę. Nie musiał tego robić, a stanął po mojej stronie i pomógł mi wtedy gdy go potrzebowałam.
-Nie masz za co.-usłyszałam odpowiedź. Posłał mi uśmiech i wrócił do kuchni.
-Zaczekaj!-zawołałam za nim. Nawet nie wiem, dlaczego wołałam. Przecież byliśmy w jednym pomieszczeniu.- Ja naprawdę, dziękuję. -James zatrzymał się. Popatrzył na mnie, a ja podeszłam do niego i pocałowałam w usta.
-Ja też.-oznajmił kiedy odkleiliśmy się od siebie. Przytulił mnie. Zastygliśmy tak na jakieś pięć minut.